sobota, 25 grudnia 2010

Dlaczego nie ma sezonu polowań na polskiego skurwysyna?

Zastanawiające: dlaczego można bezkarnie odebrać życie dzikowi lub jeleniowi a polski skurwysyn jest gatunkiem prawnie chronionym… Mamy Święta, piękna tradycja, niemniej jednak polskie skurwysyny osiedlowe, gniewne młode okoliczne śmierdziele postanowiły się w nocy zgromadzić pod oknami (oczywiście nie swoimi) by w duchu pojednania i miłości razem się najebać, zdemolować kilka samochodów i zasrać odnowione elewacje napisami „LEGIA KING”. Policja? Policja, Straż Miejska ma takie zgłoszenia w poważaniu, interweniuje po kilku godzinach. Najwyraźniej jest zajęta łapaniem „łapówkarzy” próbujących przekupić ich krówkami i czekoladą (za co grozi delikwentowi 10 lat) i w zasadzie nic nie może zrobić… Co innego gdyby zainterweniować z inicjatywy obywatelskiej (już kilku sąsiadom puszczają nerwy i chętnie rozwiązali by problem „we własnym zakresie”) niestety wtedy od razu jest paragraf. Nawet jeżli demolowane jest ich własne mienie, można co najwyżej zadzwonić na policje...
Tak czy owak okolica kołysana była do snu kurwieniem, tłuczniem butelek i ryczeniem skurwysyńskich ryjów na nutę przyśpiewek bandytów stadionowych do 6tej nad ranem.
Aj przydałby podobnie jak z sezonami na dzika, sezon na polskiego skurwysyna, taki kontrolowany odstrzał. W końcu spreparowana morda młodego gniewnego kazirodczego kundla nie mogła by straszyć ze ściany bardziej niż spreparowany dzik. Może jakiś projekt ustawy z inicjatywy obywatelskiej czy coś…

wtorek, 21 grudnia 2010

Trudno przejść obojętnie

Trudno przejść obok takiego kąska obojętnie:

Za TVN24
Jan G. ma 52 lata. W ostatni weekend pokłócił się z żoną. Był pijany, żądał od niej pieniędzy. Gdy odmówiła, zabił ją kijem od miotły. Dwa dni przed tragedią, po poprzedniej rodzinnej awanturze, policja odwiozła mężczyznę do szpitala psychiatrycznego w Bolesławcu. Nie przyjęto go na oddział - lekarze tłumaczą, że odmawiał leczenia.
Jak relacjonuje Jerzy Szkapiak, prokurator rejonowy w Lwówku Śląskim, Jan G. zabił poprzez "zadawanie mnogich uderzeń kijem od miotły - w głowę i inne okolice ciała".

- Tak, tak, szczególnie jak wypił na przykład piwo na dole w sklepie, to lubiał krzyczeć, zaczepiać ludzi, wyzywać - przyznaje Stanisław Rasiński, który mieszka w tej samej wsi. I dodaje, że sąsiedzi czasem się go trochę bali.

Policja monitorowała

Małżeństwem byli od 11 lat. Ona starsza od niego o 22 lata. Mieszkali na obrzeżach wsi Giebułtów na Dolnym Śląsku. Jako małżeństwo posiadali tzw. niebieską kartę - to specjalna procedura policji opracowana do postępowania w przypadkach rodzin borykających się z problemami przemocy domowej. - Starsza była kobieta, schorowana. No nieraz kłótnie były między nimi - potwierdza jedna z mieszkanek Giebułtowa.

Ale, jak mówi Marek Madeksza z policji we Lwówku Śląskim, żona wiele razy przychodziła i nalegała, żeby policjanci zakończyli tę procedurę, ponieważ wszystko wróciło do normy.

Jan G. był też znany pracownikom Wojewódzkiego Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Bolesławcu, gdzie się leczył. Ostatni raz przebywał tam od 15 kwietnia do 25 maja. Jednak jego wizyty w szpitalu nie przynosiły żadnej poprawy. Gdy tylko wracał do domu, nie brał przepisywanych leków, znów się upijał, znów miał zaburzenia, znów bił żonę.

Dwa dni przed zabójstwem również po awanturze z żoną trafił do tego szpitala. Lekarz jednak orzekł, że nic mu nie jest i wypuścił do domu.

- Takiego pacjenta chronią różnego rodzaju przepisy.
Oprócz tego, że jest potencjalnym pacjentem jest również obywatelem tego kraju (Piękne słowa!!!! dodałbym że jest też kwiatem tej ziemi-przypowieść autora). I jako takiego nie można przyjąć do szpitala, do leczenia przymusowego, jeżeli on nie zdradza zaburzeń psychicznych. W chwili badania pacjent zaburzeń psychicznych nie zdradzał. I powtarzam, nie wyraził zgody na leczenie - tłumaczy dr Maciej Jakimek z Wojewódzkiego Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Bolesławcu.

Szpital tłumaczy decyzję tym, że mężczyzna zdążył już wytrzeźwieć i zachowywał się normalnie, bowiem zanim do nich trafił w ostatni czwartek, najpierw spędził noc w areszcie.

Dwa dni później Jan G. zabił swoją żonę. Jakimek, pytany czy tragedii można było zapobiec, przyjmując pacjenta na szpitalny oddział, mówi, że "to uproszczenie". - Nie ma gwarancji, że po leczeniu by tego nie zrobił - podkreśla lekarz.

- Oczywiście, powinien być kierowany na przymusowe leczenie. Ale Polska to jest taki kraj, który daje przyzwolenie różnym pijakom na to, żeby pastwili się nad swoimi rodzinami - dodaje Jakimek. (To są natomiast słowa święte-przyp autora)


Jan G. trafił do aresztu. Prokuratura na razie zakłada, że chciał pobić, a nie zabić. Grozi mu więc do 12 lat więzienia.
(Więc wszystko jest OK-przyp autora)


Jasne, niby wszędzie na świecie można znalezc przykłady przemocy domowej, zabójstw i patologii. Ale jakoś tu zawsze mają posmaczek syfu, kazirodczego skurwienia, wiejskich cepów i smrodu wódy i totalnej bezradnosci tzw „władz”. Jakoś tu zawsze dochodzi do tych najbardziej bestjalskich, skurwysyńskich mordów tak na dobrą sprawę nie podyktowanych niczym sensownym. Jak zwykle tu – i tylko tu, można kogoś zatłuc kijem w najbardziej bestialski sposób i wszystko jest ok. Bo to tylko chciał pobić… Innymi słowy swojskie klimaty…

niedziela, 19 grudnia 2010

Popruszyło!

Poprószyło, oj poprószyło! Jak co roku o tej porze już od ponad 10tys lat. Jak co roku w sraczu jednak, śnieg wywołuje tą samą konsternację i zaskoczenie. Jak zwykle „zima zaskakuje drogowców” na drogach śmierci. Jak co roku bandyci w tirach blokują doszczętnie wszystkie drogi. Tak tak kochani, były takie dni gdzie w środku europy (w polsce) w XXI wieku nieprzejezdne były wszystkie (!) drogi a korki kończyły się na granicy syfu – już za granicą, jak za dotknięciem magicznej różdżki drogi były przejezdne. Tam gdzie można było pojechać, bandyci w tirach siali śmierć i zniszczenie
Innymi słowy kraj znów przypominał zapchany kibel czyli pokazywał swoje prawdziwe oblicze.
My natomiast tym razem, pochylimy się nad tymi przezornymi, którzy nauczeni doświadczeniem, wybrali pociąg zamiast ryzykowania życia na drogach lub zamarznięcia na poboczu w oczekiwaniu na pomoc.
Jak donosiły media, kataklizm rozpoczął się już samą niesłychanie skomplikowaną operacją zmiany rozkładu jazdy. Gdzie w normalnym świecie, bilet na pociąg można kupić przez internet z rocznym wyprzedzeniem w obsranym kiblu nie było wiadomo co zdarzy się w rozkładzie jazdy na 2 dni w przód. Jak się okazało nic się nadzwyczajnego nie zdarzyło gdyż burdel był taki że nie sposób było się w niczym połapać. Jeżeli już udało nam się „załapać” na pociąg, mogliśmy doświadczyć, i to bez dodatkowych opłat za atrakcje, warunków które doświadczali więźniowie wywożeni na Sybir lub bydło wiezione na rzęź. Co jak co ale takich bajerów nie dostaniemy w byle Disneylandzie!

Za TVN 24
Siedem i pół godziny, czyli trzy razy więcej niż normalnie, trwała podróż pociągiem z Warszawy do Poznania. Najpierw doszło do awarii i skład stanął w szczerym polu. Później pasażerowie musieli czekać kilka godzin na kolejny pociąg. - Jak zawsze w takich sytuacjach pasażerowie mogą żądać zwrotu pieniędzy za bilety - oświadczył rzecznik grupy PKP Łukasz Kurpiewski. J

"Nieludzkie traktowanie pasażerów"

Pociąg TLK wyjechał z Warszawy wyjechał o 19:05 z Warszawy. Nie zajechał jednak daleko, bo przed 20. zepsuł się. - Pociąg stanął około ósmej w szczerym polu. Nie było wiadomo, jak daleko jesteśmy od danej stacji. Przemiły pan konduktor, który łudził nas bardzo dziwnymi informacjami, że zaraz przyjedzie pociąg, że będą dodatkowe wagony, że może będzie darmowa kawa, herbata, nawet nie chciał nam podstemplować biletów - opowiada pani Anna.
Pasażerowie zmuszeni byli czekać kilka godzin na decyzję, jak dalej będzie wyglądała podróż. - Koszmar. Bardzo, bardzo nieludzkie traktowanie przez kolej pasażerów - dodaje kobieta. - Wrzask dzieci, płacz, no taki mały horror - podsumowuje podróż pan Maciej.

"W takich warunkach wożono zesłańców na Sybir"

Ostatecznie na stacji w Bednarach pasażerowie przesiedli się pociągu relacji Lublin – Świnoujście. Do Poznania dotarli około godziny 2.30.
Pasażerowie warunkami podróży są zbulwersowani. - Trzy-cztery godziny bez ogrzewania w polu bez światła (...) Wrzask dzieci, płacz, no taki mały horror - mówi pan Maciej. Inny pasażer, Oskar, historię podsumowuje jeszcze ostrzejszymi słowami: - Jak może wyglądać według pani podróż PKP? Bardzo nieprzyjemnie. W takich warunkach wożono zesłańców na Sybir. (...) To są usługi po prostu na poziomie krajów trzeciego świata.

Peron, którego nie ma, czyli chaos na kolei

Spowodowane mrozem awarie pociągów to nie jedyne utrudnienia na kolei. Od niedzieli 12 grudnia obowiązuje nowy rozkład jazdy. Zanim wyruszymy w drogę - warto sprawdzić, czy nie zmieniła się godzina odjazdu naszego pociągu.
Pasażerowie narzekają na chaos i brak informacji. - Na rozpisach (jazdy) nie ma żadnej informacji. Nikt nic nie wie - narzekają pasażerowie.
W nowym rozkładzie jazdy pojawiło się wiele nowych połączeń. Na przykład z Katowic do Białegostoku, Przemyśla, Warszawy – wszystkie pociągi na tych trasach odjeżdżają z katowickiego dworca z peronu 5. Problem w tym, że… takiego peronu nie ma. Bo perony w Katowicach są tylko cztery.
Za rok będzie lepiej?
PKP Intercity za sytuację przeprasza.
-Rozkład jazdy jest wynikiem pracy wszystkich przewoźników w Polsce, dlatego te prace tak bardzo przedłużyły się w tym roku i rzeczywiście zgadzamy się, ja się też zgadzam z tym, że przedłużyły się o ciut za długo. Ten rok dał nam się tak we znaki, że na pewno w przyszłym roku będzie to wyglądało inaczej. Ja bym chciała też osobiście pasażerów w imieniu firmy przeprosić za wszystkie niedogodności i utrudnienia z tym związane. Mam nadzieję, że ten tydzień, kiedy ten rozkład jazdy wszedł w życie będzie coraz mniej takich zdarzeń, wypadków - mówi rzeczniczka firmy Magorzata Sitkowska.
(Niedogodności proszę pani to jest zepsuta spłuczka w sraczu, to co wy prezentujecie to jest kryminał)

Kolejny smakowity kąsek:


Za tvn24
To była podróż jak z koszmaru: pociąg relacji Warszawa - Wrocław nie dość, że opóźniony o trzy godziny, jechał bez hamulców, radia i ogrzewania. Chaos na kolei trwa od kilku dni, a pasażerom kończy się cierpliwość. - To jakaś kpina - mówią.
Od kilku tygodni kolej walczy z pogodą. Obfite opady śniegu i tęgi mróz nie ułatwiają podróży pociągami. Skomplikował ją nowy rozkład jazdy, wprowadzony w ubiegłą niedzielę, który zamiast pomóc pasażerom, utrudnił podróżowanie. W związku z sytuacją na kolei SLD zapowiedziało złożenie wniosku o odwołanie ministra infrastruktury Cezarego Grabarczyka. W czwartek pod wnioskiem było 40 podpisów. Żeby złożyć wniosek o wyrażenie ministrowi wotum nieufności, musi podpisać się pod nim 69 parlamentarzystów. Do odwołania ministra potrzebna jest większość głosów ustawowej liczby posłów - czyli 231. PO i PSL wniosku nie poprą.
Bez ogrzewania i hamulców
W piątek rano mają wysłuchać informacji w Sejmie w sprawie wprowadzenia nowego rozkładu jazdy pociągów oraz warunków podróżowania pasażerów.

A te najlepsze nie są. Pociąg Eurocity Warszawa-Wrocław powinien dotrzeć do stolicy Dolnego Śląska w czwartek przed 21. Tymczasem wjechał na peron przed północą. Przyczyną wielogodzinnego opóźnienia prawdopodobnie była awaria hamulców. Urządzenia zepsuły się w połowie drogi z Warszawy do Wrocławia, w miejscowości Kutno. Pasażerowie mówili, że nikt nie informował ich, jak długo będą musieli czekać na dalszą podróż.
W tym samym czasie popsuło się radio. Nie działało też ogrzewanie.

- To jest prawdziwa kpina. Czekałam na ten dzień trzy, albo nawet cztery miesiące, a przez kolej wygląda jak wygląda. Pociąg miał być w Lesznie o godzinie 19.08, a był o 23. Teraz jestem we Wrocławiu - mieście, którego nie znam i czuję się naprawdę świetnie - mówi jedna z pasażerek pechowego pociągu.
Wtóruje jej inny pasażer: - Na odcinku Poznań-Wrocław pociąg jedzie w XXI wieku ze średnią prędkością 35-40 km/h, a już na odcinku Poznań-Warszawa jedzie z prędkością 100-120 km/h. Uważam, że coś można by tutaj zmienić - uważa.



Kochani nie łudźmy się że są to przypadki odosobnione, w podobnych okolicznościach kiblowało wielu moich znajomych, podczas ostatnich podróży. Na mrozie bez ogrzewania, światła, żadnych informacji w szczerym polu, wśród płaczących dzieci i panikujących matek. Chciało by się pokusić tu o komentarz opisujący nieskończone skurwysyństwo i brak kompetencji padliny zwanej koleją w polsce. Lecz na to po prostu brak słów, zresztą ww obrazki mówią same za siebie… Najważniejsze jest to że jak zwykle nikt ale to zupełnie nikt nie jest winny. Tam gdzie w normalnych krajach poleciały by głowy od dyrektora do ministra tak w syfie, pojechano paru prezesom po premii, opisując to w mediach jako straszną karę. Nikt w syfie nie traci dobrego humoru. Osobiście wolę zapłacić każde pieniądze Niemcowi, Francuzowi czy Hiszpanowi za świadczenie usług na polskich torach w ludzkich warunkach niż polakowi za wożenie ludzi jak bydła na rzęź.

Dlaczego ten blog- czyli kilka słów wytłumaczenia

Ponieważ blogger w serwisie google bardzo się stara by sieć nie była do końca anonimowa więc chwilowo nie włączam się do komentarzy pod postami . Jestem jednak winien wyjaśnienie dlaczego ten blog powstał i dlaczego wciąż zapełniają go nowe ścieki z szamba.
Na początek warto zaznaczyć że Doprzodupolsko nie jest ani nowym odłamem „Otopolski” ani nie jest prowadzony przez któregokolwiek z członków „personelu”. Niemniej jednak przyznam że Prof. Necro (uszanowania dla Pana profesora ;-) ) jest tym dla nauki o syfie czym Noam Chomsky jest dla współczesnego językoznawstwa. Usystematyzowanie takich pojęć jak „polski syf, polski ryk, polski kundel, kibel, kartoflisko itd.” wpisuje się już do dziedzictwa naukowego, i szczerze mówiąc trudno tu o lepsze określenie pojęć podstawowych tej trudnej nauki ;-). Oddając cesarzowi co cesarskie, przyznam że właśnie tacy ludzie jak Necro czy też świetny ale gdzieś zaginiony w akcji (może pożarty przez polski ryk) Burakożerca, natchnęli mnie kiedyś nadzieją że w syfie są jeszcze normalni ludzie, trzeźwo patrzący na Polską rzeczywistość, potrafiący otwarcie mówić o otaczającym syfie, chamstwie, cwaniactwie, „polskiej zaradnośći” brudzie i skurwysyństwie, czyli tym wszystkim co powoduje że ten kraj jest w cywilizacji Europejskiej tylko z definicji. Na tym jednak podobieństwa się kończą…
Niestety badając niezgłębione otchłanie syfu i kundelstwa niektórzy autorzy bardzo łatwo wpadają w radykalizację i cóż tu dużo gadać, „przechodzą czasami na czarną stronę mocy”. Dlatego nurkując w szambie zawsze należy zakładać odpowiednią piankę (zdrowy rozsądek), oraz samemu starać się być kontrprzykładem takiego stanu rzeczy. I może na tym skończmy porównania.

Co tyczy się samej genezy bloga, przyznaje że ma on głównie znaczenie terapeutyczno-oczyszczeniowe. Każdy normalny wrażliwy człowiek żyjący w syfie, bombardowany każdego dnia skurwysyństwem, prostactwem, absurdem, bezsensem, brudem, psimi gównami ,chamstwem, złodziejstwem i partactwem na każdym szczeblu. Innymi słowy polską rzeczywistością. W pewnym momencie potrzebuje utworzenia „swoistego zaworu bezpieczeństwa”. To nie jest kraj dla „normalnych” ludzi…Jak to mawiali poniektórzy. Tak więc Doprzodupolsko, nie jest ani Blogiem szukającym poklasku, ani chcącym zgromadzić wielkie rzesze czytelników. Nie planuje również rozbudowy redakcji o kolejnych autorów gdyż nie takie jest przeznaczenie „Doprzodu.polsko”.
Jeżeli przekaz trafi do was: nielicznych normalnie myślących, widziących absurd życia w Polsce, znoszących codzienne ubiczowanie skurwysyństwem, i przyniesie wam to nadzieje, nadzieje że jest nas więcej czy chociażby da temat do refleksji to i zadanie publicystyczno oświatowe również zostanie wykonane. Tak więc jak to mówili wielcy wstańcie chodźmy!
Pozdrawiam

niedziela, 12 grudnia 2010

Znów biją naszych! Polacy na barykady!

Ah mamy kolejną ikonę polskiego męczeństwa. Męczennika za wiarę, męczennika za polskość, męczennika za godność. Otóż cała historia wydarzyła się daleko za oceanem w Hameryce. Ziemi obiecanej gdzie zły Jankes utrzymuje wizy dla praworządnych polaczków. Otóż Pani, dostała od policji wciry kiedy wysrała się jak prawdziwy polak swoim pieskiem na chodnik i zapomniała posprzątać gówienka. W polsce przecież to norma. Co gorsza pani wplatała się w dyskusje z policjantami jak to się zwykle w kiblu robi: „to nie ja, ja nie widziałem, to nie moje itd.” W Stanach trochę inaczej niż w kiblu takie dyskusje wyglądają. Po pierwsze policjant na patrolu to jest policjant na patrolu, interweniuje jak widzi każde wykroczenie, czy to będzie źle zaparkowany samochód, srający pies, palenie w zakazanym miejscu, czy odlanie się pod drzewem. To dla polaka jest sytuacja niebywała i niezrozumiała. No i to tkliwe zdjęcie polskiej twarzy z matką Boska w tle przedstawione w jedynym słusznym kanale informacyjnym. Rodacy brońmy czci wszystkich rodaków zasrywającymi kundlami świat! To jest atak na naszą godność i dumę! Do boju!
Biją naszych
Sytuacja trochę przypomina sprawę sprzed paru miesięcy kiedy to złe Immigration przymknęło babcie i zawróciło następnym samolotem do PRL-u. Tam też odezwała się szczekająca rodzina, notę wypierdziało polskie MSZ że to skandal. Interweniował konsul. Pózniej się okazało że babcie cofnięto bo przedłużył jej się niechcący nielegalnie wcześniejszy pobycik o jakieś półtora roku. Ach znów się chciało przyruchać system, Aj nie wyszło…

sobota, 4 grudnia 2010

Skąd w polaku gen skurwysyństwa

Od dawien dawna zachodzę w głowę dlaczego polska jest sceną niczym nie uzasadnionych najbardziej drastycznych objawów skurwysyństwa. I już nie chodzi nawet o zwykłe złodziejstwo, cwaniactwo, czy pospolite chamstwo-wiadomo polak potrafi. Chodzi o przejawy okrucieństwa, bestialstwa i skurwienia najwyższych lotów, praktycznie niespotykanych w cywilizacjach zachodnich. Wystarczy odpalić pierwszy lepszy portal newsowy z kibla i zalewa nas fala bezsensu, skurwysyństwa i okrucieństwa. Tego nie da się doświadczyć w żadnym innym miejscu. Małe mieściny i wsie będące gdzie indziej kolebkami sennego beztroskiego egzystowania są tu w polsce wylęgarną patologii, bestialstwa i skurwienia (przykład 1). W większych skupiskach ludności, polski skurwiel rozwija skrzydła robiąc tzw. Byznesy. Z forsą jest królem świata (przykład 2). Dlaczego właśnie polski kibel jest kolebką skurwysyństwa o niespotykanym natężeniu? Warto badać… warto badać… ale najlepiej z daleka, żyć w sraczu jest niezwykle trudno normalnemu człowiekowi. Jeszcze gorzej zakładać rodzinę wychowywać dzieci…


Orawa: urwali psu łeb, ciągnąc go za autem
dzisiaj, 17:02KH / PAP

Do dwóch lat więzienia grozi trzem mieszkańcom Lipnicy Małej na Orawie za zabicie psa ze szczególnym okrucieństwem. Mężczyźni ciągnęli psa na linie przywiązanej do samochodu.
- Właścicielem psa rasy husky był jeden ze sprawców makabrycznego czynu. Tłumaczył on prokuraturze, że niedawno wziął zwierzę ze schroniska, ale po krótkim czasie zechciał się go pozbyć - powiedział dzisiaj zastępca prokuratora rejonowego w Nowym Targu Zbigniew Gabryś,
- Akt oskarżenia w tej sprawie trafił do nowotarskiego sądu rejonowego - dodał.
18, 19- i 23-latek zostali zatrzymani przez policję po makabrycznym uśmierceniu psa - przywiązali psa do samochodu i tak długo go ciągnęli, aż urwali zwierzęciu łeb. Wszyscy byli pijani; jeden z nich miał prawie 2,5 promile alkoholu w wydychanym powietrzu.
Wobec sprawców zastosowano dozór policyjny. Mają też zakaz opuszczania kraju. Ponadto kierowcysamochodu, za którym uwiązano psa, przedstawiono zarzut prowadzenia samochodu pod wpływem alkoholu.
Jak mówi Radosław Ślusarczyk z Pracowni na Rzecz Wszystkich Istot, "takie zachowanie powinno być karane z pełną surowością". - Niechcianego psa można oddać bez żadnych konsekwencji do schroniska - przypomina.
http://wiadomosci.onet.pl/regionalne/orawa-urwali-psu-leb-ciagnac-go-za-autem,1,4014847,region-wiadomosc.html

Łódź: potrącił pieszego, bo ten zwrócił mu uwagę
23 lis, 14:53Wiesław Pierzchała / Polska Dziennik Łódzki

"Polska Dziennik Łódzki": Krewki kierowca, który potrącił 37-letniego łodzianina przy szkole podstawowej przy ul. Kusocińskiego na Retkini, może mieć poważne kłopoty. Prokuratura właśnie przejęła od policji śledztwo w tej sprawie.
To oznacza, że konsekwencje tego czynu mogą być dużo bardziej dotkliwe niż na początku sugerowała policja.
Przestępstwo, a nie wykroczenie, sugerował też w rozmowie z "Dziennikiem Łódzkim" znany karnista, prof. Brunon Hołyst. Z relacji poszkodowanego jednoznacznie wynika, że kierowca terenowego audi z premedytacją potrącił pieszego i uciekł. Miała to być zemsta kierowcy za to, że kilka minut wcześniej 37-latek, który odprowadzał dziecko do szkoły, zwrócił mu uwagę, aby nie wjeżdżał na chodnik przed szkołą.
W Prokuraturze Rejonowej Łódź-Polesie poinformowano nas, że śledczy ściągnęli z policyjnej drogówki notatkę służbową w tej sprawie, po czym przygotowali wytyczne odnośnie prowadzenia tej sprawy i skierowali je do wykonania III komisariatowi na Retkini. Przede wszystkim trzeba będzie przesłuchać poszkodowanego i świadków zdarzenia, bo od tego będzie zależało postawienie zarzutów.
W wyniku potrącenia pan Robert doznał wstrząsu mózgu i ogólnych obrażeń. Trafił do szpitala Kopernika, w którym spędził mniej niż siedem dni. A to oznacza, że kierowca, który go potrącił, może usłyszeć zarzut spowodowania lekkiego uszczerbku na zdrowiu, za co grozi do dwóch lat więzienia.
Do zdarzenia, który opisywaliśmy na łamach "Dziennika Łódzkiego", doszło w poniedziałek tydzień temu. Policja ustaliła, że auto sprawcy zostało wzięte w leasing przez firmę kosmetyczną.

Łódź: wyrzucił dziecko z wózka i wystawił na mróz - wyrok w pół godziny
25 lis, 13:19SG / PAP

Na karę 2,5 roku więzienia skazał w czwartek Sąd Okręgowy w Łodzi 19-letniego Daniela K. z okolic Łowicza, oskarżonego o narażenie życia i zdrowia swojego pięciomiesięcznego synka. Mężczyzna najpierw wyrzucił dziecko z wózka, a później wystawił je na mróz.
19-latek odpowiadał także za znęcanie się nad 20-letnią matką chłopca, gdy była w ciąży, i nakłanianie jej do aborcji.
Proces trwał zaledwie pół godziny, ponieważ Daniel K. przyznał się do winy i dobrowolnie poddał się karze. "Żałuję tego, co się stało" - mówił przed sądem. Przyznał, że nadużywa alkoholu i chce zgłosić się na leczenie. Jego obrońca zaproponował karę łączną 2,5 roku pozbawienia wolności. Zgodziła się na to prokurator i matka dziecka, która w procesie występowała jako pokrzywdzona.
Okolice zdarzenia w Zumi.pl
Sąd zamknął przewód sądowy i pół godziny później ogłosił wyrok. Na wniosek obrony uchylił też areszt wobec Daniela K., w którym mężczyzna spędził osiem miesięcy. Wyrok nie jest prawomocny.
Według oskarżenia, Daniel K. dwa lata temu związał się ze starszą o rok Anną K.; mieszkali razem w niewielkiej miejscowości k. Łowicza. Dziewczyna zaszła w ciążę. Jak ustalono, mężczyzna nie chciał zaakceptować, że to on jest ojcem. Nadużywał alkoholu, wracał do domu pijany i nakłaniał dziewczynę do usunięcia ciąży. Bił ją, szarpał i wyzywał.
Jesienią ubiegłego roku kobieta urodziła dziecko. Najpierw mieszkała w domu samotnej matki, a później przeprowadziła się do domu ojca 19-latka. Według prokuratury w marcu tego roku Daniel K. przyszedł do domu pijany. Ponieważ dziecko płakało, tak silnie bujał wózkiem, że syn wypadł na podłogę. Później, choć na zewnątrz był mróz i padał śnieg, wystawił wózek z niemowlęciem na podwórze. Gdy matka zauważyła, co się stało, zabrała chłopca do domu. Ale ojciec uderzył płaczące dziecko w głowę i zakrywał mu usta rękę. Wtedy 20-latka zabrała dziecko i uciekła z domu; chłopiec trafiło na kilka dni do szpitala. Biegły medyk sądowy uznał, że uderzenie w głowę małego dziecka mogło spowodować wstrząśnienie mózgu, a zakrywanie ręką ust nawet jego śmierć.
Daniel K. już w śledztwie przyznał się do winy. W prokuraturze mówił, że nie pamięta wszystkiego, bo był pijany, chce się leczyć i żałuje tego, co się stało. Biegły psychiatra stwierdził, że mężczyzna jest uzależniony od alkoholu.
Sędzia Sławomir Wlazło podkreślił, że oskarżony naraził swojego syna, którego dotąd nie uznał, na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia bądź ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. W ocenie sądu, oskarżony powinien wiedzieć, że wyrzucenie pięciomiesięcznego dziecka z wózka, wystawienie go, rozebranego, na mróz i padający śnieg, może spowodować nie tylko zapalenie płuc, ale przede wszystkim może doprowadzić do śmierci.
"Oskarżony zachowywał się w stosunku do bezbronnej istoty w sposób naganny. W sposób, w który nikt nie powinien się zachowywać, a ojciec w stosunku do własnego syna, to już sądowi w ogóle nie przychodzi do głowy" - mówił sędzia, podkreślając, że także nakłanianie do przerwania ciąży czy znęcanie się, jest karalne.
Zdaniem sędziego kara zaproponowana przez oskarżonego jest sprawiedliwa i dlatego sąd przychylił się do jego wniosku. 19-latek jeszcze w czwartek opuścił areszt; sąd zaliczył mu okres ośmiu miesięcy aresztowania na poczet kary. Na wolności mężczyzna będzie czekał na uprawomocnienie się wyroku; później wróci do więzienia, gdzie będzie musiał odbyć resztę kary.
Chłopczyk przebywa obecnie w domu małego dziecka, gdzie prawdopodobnie czekać będzie na adopcję. Łowicki sąd uznał bowiem, że jego matka nie jest w stanie go wychowywać.

Łódzkie: przykuł żonę do ściany i gwałcił
17 lis, 15:13MBł / PAP

Na karę 3 lat i 10 miesięcy więzienia skazał Sąd Okręgowy w Sieradzu 46-letniego Cypriana O., oskarżonego m.in. o uprowadzenie, zniewolenie i zgwałcenie żony, z którą był w separacji. Wyrok nie jest prawomocny.
Sąd uznał Cypriana O. za winnego trzech z sześciu zarzucanych przestępstw, w tym pozbawienia wolności swojej żony i jej zgwałcenie, znęcania się nad nią oraz grożenia mężczyźnie, który próbował pomóc porwanej kobiecie.
Proces, ze względu na charakter sprawy, toczył się za zamkniętymi drzwiami. Większość uzasadnienia wyroku była niejawna. W śledztwie mężczyzna nie przyznał się do zgwałcenia żony, a tylko do jej przetrzymywania. Sama poszkodowana przed sądem nie chciała zeznawać.
Dramatyczne wydarzenia rozegrały się w Sieradzu w październiku ubiegłego roku. Jak ustalono, kiedy 32-letnia kobieta, która jest mieszkanką okolic Sieradza, wyszła w nocy z pracy, na parkingu przy ul. Grunwaldzkiej czekał na nią mąż, z którym była wówczas w separacji.
Według śledczych, mężczyzna pod pretekstem podpisania jakiegoś dokumentu zaprosił ją do samochodu. Kiedy kobieta chciała wysiąść z auta, mężczyzna jej na to nie pozwolił. Doszło do szarpaniny. Kobieta wydostała się z samochodu, ale jej mąż - mimo interwencji kolegi kobiety - siłą ponownie wciągnął ją do pojazdu. Auto odjechało w kierunku pobliskiego osiedla.
Okazało się, że sprawca wywiózł swoją żonę do wynajętego mieszkania i tam ją przetrzymywał zakładając jej na nogę obrożę przymocowaną łańcuchem do ściany. Zmusił ją dwukrotnie to obcowania płciowego.
Poszukiwania porwanej trwały kilkanaście godzin, m.in. przy udziale policyjnego śmigłowca. Kobieta została odnaleziona w samochodzie porzuconym na skraju jednejze wsi w gminie Brąszewice. Jeszcze tego samego wieczoru zatrzymano 46-latka.
Okazało się, że miesiąc przed uprowadzeniem kobieta złożyła do prokuratury zawiadomienie, że mąż znęca się nad nią. Wówczas po przedstawieniu zarzutów prokurator zastosował wobec jej męża dozór policji i zakazał mu zbliżania się do żony.