wtorek, 24 maja 2011

Dobry ojciec dla polskiego sądu

Mamy w końcu wykładnie prawną czym jest w kiblu normalny polski ojciec, wszystko dzięki przewodniczącemu sądu w Grójcu niejakiemu Piechocie.

za TVN24:
Wielokrotnie bita przez męża alkoholika kobieta uciekła z dwiema córkami do domu samotnej matki. Sąd orzekł potem rozwód z winy męża, ale jednocześnie zdecydował, że dzieci mają zostać z ojcem. Kobieta - wymeldowana ze wspólnego mieszkania - została bowiem bez dachu nad głową. Próbuje desperacko odzyskać córki. Sąd jest nieugięty. (To Dobrze-takich nieugiętych sądów nam trzeba!!!)

Kobieta od dwóch lat próbuje odzyskać prawo do opieki nad 6-letnią Julią i 8-letnią Natalią. Z ojcem dziewczynek rozwiodła się, bo urządzał w domu piekło. - Bił, robił awantury, krzyczał i wyrzucał z domu. Twierdził, że jesteśmy jego własnością - wspomina kobieta. I dodaje, że z każdym dniem było gorzej. Mąż pił coraz więcej alkoholu, zaczął bić żonę i dzieci.

(…)

Kobieta wielokrotnie uciekała z domu. Interwencje policji były tak częste, że rodzinie założono tzw. niebieską kartę. - Rodzina została objęta nadzorem dzielnicowego, który przynajmniej raz w miesiącu ją odwiedzał. Rozmawiał także z członkami rodziny. Pokrzywdzona skarżyła się, że zdarza się mężowi przyjść do domu w stanie nietrzeźwym - mówi Katarzyna Hajdenrajch-Wojewódzka z policji w Grójcu.

Po rozwodzie dzieci zostały z ojcem, bo matka nie miała domu. Znalazła w końcu pracę i mieszkanie. Dziś próbuje odzyskać córki. - Nie radzę sobie z brakiem dzieci, tęsknię bardzo. Były mąż nadal używa przemocy - mówi Kryńska.

Awantury nadal zdarzają się i to w obecności dzieci. Najbliższa rodzina mężczyzny nagrała jedną z nich.

- Spier... stąd. Wypier... stąd szmato. Co na policję mnie kur... podałaś? - słyszymy w nagraniu. Rodzina mężczyzny przyznaje, że takie zachowania są na porządku dziennym.

Jak relacjonują także, dzieci boją się ojca i uciekają do cioci. Na kolejnym nagraniu słyszymy, jak dziewczynki płaczą i nie chcą iść do domu. - Ja się boję. Boję się... - mówi jedna z nich.

Na kolejnych rozprawach kobieta przegrywa z mężem. Dzieci zostają z ojcem. Podczas ostatniej rozprawy 18 maja sąd tylko zwiększył liczbę kontaktów z dziećmi.

- Nie ma najmniejszych symptomów, które wskazywałyby, że dobro dzieci jest w tym momencie zagrożone lub naruszone - mówi prezes sądu rejonowego w Grójcu Adam Piechota. Po wysłuchaniu nagrań stwierdza, że "nagranie wskazuje na jakąś awanturę i incydentalne zachowanie". - Mamy wywiady kuratorskie, które wskazują, że kontakt ojca z dziećmi jest prawidłowy, na podłożu uczuciowym. Że ojciec się z nimi bawi, wspiera, odprowadza do szkoły - mówi Piechota. Dodajmy mówi Kręcąc dupą wołową w fotelu (a może to twarz była…) trudno powiedzieć tak czy owak prezes sądu podkreśla iż – „Spier... stąd. Wypier... stąd szmato. Co na policję mnie kur... podałaś? „ I wrzeszczące ze strachu dzieci to normalne polskie zachowanie. Doprzodu POLSKO!!! Polskie sądownictwo w rozkładzie potrzebuje takich własnie sędziów! Syf smród i zdziczenie. Doprzodu Polsko!

"prezesa warto zobaczyć tu:
TVN24

poniedziałek, 23 maja 2011

Wyjątkowość polskiej głupoty

Wśród całego polsko-kundelskiego skurwysyństwa, złodziejstwa, prymitywu i chamstwa na szczególną uwagę zasługuje głupota (oczywiście pomieszana z tym co
wyżej). Głupota polskiego kundla jak żadna inna spotykana głupota, jest poza
wszelkimi kryteriami głupoty na świecie. I tak TVN24 donosi:

Najpierw skasował dwa samochody, a potem - czekając na policję wezwaną do
kolizji - delektował się piwem. W chwili zatrzymania przez funkcjonariuszy
37-letni mężczyzna miał 2 promile alkoholu w organizmie. Grozi mu do dwóch lat
więzienia.Brodniccy policjanci otrzymali w sobotę zgłoszenie o kolizji drogowej
w Karbowie. Kiedy funkcjonariusze drogówki pojechali na miejsce, zastali trzy
rozbite auta.

Z ich ustaleń wynika, że kierowca forda transita wyjeżdżając z drogi
podporządkowanej, stracił panowanie nad pojazdem i uderzył w zaparkowanego
hyundaia. Uderzenie było tak silne, że popchnięte auto uderzyło w kolejne auto -
citroena, który należał do tego samego właściciela, co hyundai.

Mężczyzna, który spowodował kolizję do chwili przybycia policjantów, delektował
się piwem. Po badaniu alkotestem okazało się, że ma ponad 2,2 promila alkoholu w
organizmie.

Mężczyzna został zatrzymany i przewieziony do komendy. Tam, po sprawdzeniu w
policyjnym systemie, okazało się, że 37-latek nie ma prawa jazdy. Mężczyzna
trafił do aresztu.

Za prowadzenie pojazdu w stanie nietrzeźwości grozi kara do 2 lat więzienia.
Sprawca odpowie również za popełnione wykroczenia w ruchu drogowym.


O ile do skurwysyństwa drogowego zmieszanego z bandytyzmem zdążyliśmy się już
dawno przyzwyczaić, o tyle czekanie na policje najebany dzierżąc w śmierdzącej
polskiej grubej łapie puszkę piwa mieści się poza typowym pojęciem głupoty, juz nawet poza nagroda Darwina. To jest kundlogłupota.



Na smaczny dodatek dodajmy również to:

23 osoby w busie zarejestrowanym do przewozu dwóch pasażerów. Tak wyglądał
transport pracowników do jednej z firm na terenie gminy Deszczno w woj.
lubuskim. Kierowca auta został ukarany wysokim mandatem. Na przeładowanego busa
policjanci z gorzowskiej komendy miejskiej natknęli się podczas kontroli
pojazdów, które dowożą pracowników do lokalnych firm.

W samochodzie renault prócz kierowcy znajdowało się jeszcze 22 pasażerów. Jak
wynikało z dowodu rejestracyjnego auta – mogły nim jechać jedynie trzy osoby.

Pasażerami renaulta byli pracownicy jednej z lokalnych firm produkcyjnych.
Przewoźnik – jak zaznaczyła policja - potraktował ich jak zwykły ładunek, który
bez żadnych zabezpieczeń można umieścić na skrzyni ładunkowej busa.

Nie było nawet prowizorki

Auto nie było wyposażone ani w typowe fotele, ani nawet w żadne prowizoryczne
miejsca do siedzenia. Co ciekawe, samochód ten w ostatnim okresie kontrolowany
był już trzykrotnie. Podczas poprzedniej kontroli stwierdzono podobne
nieprawidłowości. (!!!)


Kierowca busa tłumaczył się, że rozliczany jest z efektów swej pracy. Jednym
słowem musi dowieźć na miejsce ładunek.
Policjantów to jednak nie przekonało - kierowca został ukarany mandatem w wysokości 500 zł.


Cóż tu mamy zgoła inny przypadek, jest to bowiem kombinacja polskiej "zaradności"
i zwyczajowego ruchania innych (czyli takie skurwysyństwo) – „może jakoś to będzie”. Na wyróżnienie zasługuje fakt że jak to w polsce zwykle bywa, delikwent-polski kundel, jest łapany na tym samym wykroczeniu po raz trzeci. Zostaje ukarany „srogim” mandatem wartości baku benzyny. I może jechać dalej. To ciekawe że na typa co stworzył antyprezydencką stronę, z głupkowatymi grami ciążą ciężkie paragrafy a na polskim kretynie który po raz czwarty usilnie próbuje wysłać 22 osoby na tamten świat, jest 500 zł mandatu. Czekamy na kolejną żałobę narodową za tragedie na drodze, Żałobę z polskiej głupoty i skurwysyństwa. Cóż jaki kraj taka żałoba.


I na zupełny deserk bez komentarza poza może do przodu polsko! :
Za TVN Raport
"W poniedziałek po godzinie 2 w nocy w miejscowości Złockie doszło do wypadku. Kierowca jadący z Muszyny do Szczawnika na zakręcie stracił panowanie nad pojazdem, wjechał na chodnik i staranował znak z nazwą miejscowości oraz latarnię. Samochód zatrzymał się dopiero na barierkach mostu. Auto spłonęło doszczętnie. Na pierwszy rzut oka trudno było rozpoznać markę samochodu. Po dokładniejszych oględzinach stwierdzono, że to Audi. Kierowca został przewieziony do szpitala" - napisała Muszyna TV.Informacje o wypadku potwierdził w rozmowie z redakcją Kontaktu 24 oficer dyżurny Komendy Powiatowej Policji z Nowym Sączu. Jak poinformował policjant, kierowca Audi był nietrzeźwy. Z poważnymi obrażeniami nóg trafił do szpitala. - NORMA

niedziela, 22 maja 2011

Familijny objad

Rodzinno-komunijny obiad na warszawskim Ursynowie.
Ładne duże mieszkanie, zamknięta rezydencja, ładny ogród. Jednym słowem (a właściwie w trzech) cud, miód, malina. Jedyny problem że „rezydencja” została zbudowana na polskie „odpierdol się” i wszystko zaczyna się sypać ale nie w tym rzecz.
Komunijny obiad dla kilkunastu osób, zaaferowane dzieciaki latają po mieszkaniu w oczekiwaniu na jedzenie, a to pizdu i odcięli prąd.
W domu gdzie nie ma gazu, oznacza to nie tylko że nie obejrzysz „X sraktor” w TV ale również że nie żresz.
Widok gości wpierdalających kanapki i srających w ciemnym klopie przy świeczkach był dla każdego antropologa polskiego syfu i upodlenia naprawdę pięknym kąskiem. Dramaturgii wszystkiemu dodawały szwędające się dzieciaki pytające kiedy dostaną coś do jedzenia – zupełnie jak w trzecim świecie…
Impreza szybko się skończyła i wszystko można by zrzucić na karb złego zrządzenia losu, lecz gospodarz wyprowadził mnie z błędu: nie ma podobno tygodnia gdzie prądu by nie „odcięli” przynajmniej raz. Czasem „tylko” na godzinę czasem na pół dnia. Nawet nie trudzi się już z ustawianiem zegarków na sprzęcie AGD lub planowaniem nagrania ulubionego programu na Discovery – bo nie ma sensu. Tym razem myślał że się uda, ale cóż zapomniał że mieszka w kiblu – polsce. Zresztą przecież nikogo takie uciążliwości nie obchodzą poza samymi poszkodowanymi.
Warto zauważyć że polska w dostawach prądu nie jest odosobniona, zdarza się to w takich „mocarstwach” jak Korea Północna, Afganistan czy Irak objęty wojną – czyli dokładnie tam gdzie kibel infrastrukturalnie pasuje. Wniosek jeden – to nie jest kraj dla normalnych ludzi.

czwartek, 19 maja 2011

Porany przegląd prasy w sraczu

Warto czasem pochlić się nad wydarzeniami którymi żyje kibel-polska. Nie oszukujmy się jakość tzw „niusów” to nic innego jak odbice rzeczywistości danego kraju. Niestety tym czym jesteśmy chłostani w sraczu-polsce daje obraz skrajnego skurwienia pomieszanego ze zdziczeniem chamstwem i prymitywem. Oto przegląd jednego poranka w sraczu:
Zaczynamy dość pozytywnie-kierowca TIRa który normalnie „wali w osobówkę” tym razem skosił tylko kilkadziesiąt metrów barierki na prostej, płaskiej i dobrze oświetlonej drodze. To akurat żadna nowość bo bandyci w tirach osiągają tam prędkości dochodzące do 110km/h.
Jedziemy dalej – ciągnące się jak g... śledztwo w sprawie Olewnika wskazuje że poza zwykłym bandytyzmem w gre wchodzi korupcja, wchodzą powiązania biznesu ze światem przestępczym – w polsce norma. Nie tak dawno onet pisał o zleceniu przestrzelenia kolan konkurencji przez jednego z „polskich przedsięboiorców”
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/biznesmen-zlecil-przestrzelenie-kolan-konkurenta,1,4209650,wiadomosc.html
Kolejna wiadomość prosto z kibla mówi sama za siebie:” Pijany taranował auta. Pięć osób w szpitalu” . Wszak wszech i wobec wiadomo że w sraczu śmierć na drodze to norma, pjaństwo za kierownicą genetycznie uposledzonego polskigo kundla to taki folklor a skurwysyństwo to cecha narodowa.
Kolejny „niuuss”: ciekawa jak na polską rzeczywistość kradzież – otóż zajebano konia za 100 tysi – polak potrafi.
W Gdyni zatłuczono małą rzadką bałtycką fokę – zwierze znaleziono z pogruchotaną czaszką i wypłyniętym okiem – co świadczy o potężnym udeżeniu tępym narzędziem – ulubionej pomocy wychowawczej dla zwierząt polaka katolika.
No i niejako na deser: Jadący na rowerze przez 60 krajów z misją uczenia o AIDS i HIV, przejechawszy 90 000 km Somen Debnath, skończył swoją wycieczke w warszawie bo... polskie skurwysyny zajebały mu rower...
Tak więć podsumujmy otwarcie dnia w kurwidołku: bandytyzm drogowy X 1, skandal+ bandytyzm, skurwysyństwo drogowe + bandytyzm + pijaństwo, kradzież, bestjalstwo, skurwysyństwo pomieszane ze złodziejstwem. Wiadomości pozytywnych 0.
Aha no i jeszcze „polscy kibice” zatrzymani za atak maczetami na grupę nastolatków.
Ot początek dnia w sraczu.
Miłego dnia.

środa, 11 maja 2011

Wyprawa służbowa w syfie

Dwa tygodnie temu miałem tzw. spotkanie służbowe w mieście Łódz. Odległość od Warszawy to ok. 130km więc biorąc pod uwagę polską chujnie drogową 2.5 godziny powinno wystarczyć nawet przy pesymistycznych wariantach typu pierdolnięcie meteorytu. Może i w świecie taki zapas wystarcza ale nie w kurwidołku. Tu podróż 130 km jedną z głównych dróg w kraju tzw „katowicką” trwała 4godz 50 min co daje nam średnią +/- 25km/h. Oczywiście umówione spotkanie poszło się jebać, a ja stanąłem przed wyzwaniem wytłumaczeniu gościowi z zagranicy że oto jest sytuacja wyjątkowa choć dobrze wiem że to nic innego jak typowa jazda po polskim kurwidołku. Wyjeżdżając samochodem na zachód, wschód, północ czy południe jedno marzenie – „wyjechać z polski a potem już jakoś będzie…”. Przerabiamy to co roku. Wycieczka nad Bałtyk to przecież tu w syfie 10 godzin w okresie letnim. Co roku to samo „łatanie dziur po zimie” to samo ruchanie na lewo i prawo czyli polak potrafi: a to podpierdolić beton a to asfalt a to kamienie – wszystko newsy z ostatnich kilku miesięcy… Wyjeżdżając z syfu, od Chin przez Wietnam Egipt czy Czechy z zazdrością patrzymy na drogi. Tu w kiblu jesteśmy na poziomie Afganistanu. Z podobnym poziomem bezpieczeństwa. Już zacieram ręce czekając na blamaż jaki zobaczą Europejczycy przyjeżdżając tu do syfu na Jełro2012. Kibel pokaże prawdziwe oblicze.