wtorek, 31 sierpnia 2010

Stolica w Europie - 3km na godzinę

Wczoraj po południu, w mieście stołecznym zrobiłem 6 km w 2 godz. Po czym porzuciłem samochód i na spotkanie ruszyłem z buta w ulewnym deszczu. Czy stało się coś nadzwyczajnego? Czy był wypadek? Zamach? Szczyt NATO? Nic podobnego! Nawet rok szkolny się jeszcze nie zaczął nie mówiąc już o Akademickim a do roboty wróciły dopiero pierwsze wiesiawiaki. Powodem tego polskiego pierdolnika jest fakt że tzw. drogowcy (musi to być banda wyjątkowych złamasów) zdecydowali się rozpierdolić jedną z głównych arterii miasta na remont ch.j wie czego. I wszystko by było OK, tylko dlaczego jak co roku we Wrześniu??!! Czyli wtedy gdy zaczyna się koszmar komunikacyjny?! i dlaczego przecinając główną arterię miasta robota k… mać wygląda tak:



Rozjebany dół, obsrana koparka i żywej duszy wokół.

Dodać do tego należy zasrany system „sterowania ruchem” za grube setki milionów PLN, który gwarantuje że zatrzymasz się na każdych światłach bo każde wypadną czerwone, lub też ci co mają zielone nie mają gdzie jechać bo samochody przed nimi już mają czerwone itd. Jak zwykle w polsce, ktoś zrobił biznesik, a że projekt był przysponsorowany przez Unię to znów mądry polak wyruchał „to Ieurope”. Nie wie że przy okazji jak zwykle wyruchał głównie siebie.
Chciałbym poziom pracy władz Warszawy i sposób prowadzenia remontu tego syfu nazwać trzecim światem ale nie mogę. Na swoje nieszczęście widziałem jak wyglądają budowy w tym tzw. 3cim Świecie, nie wspominając już np. o Chinach z których polak się śmieje jako z symbolu badziewia i tandety. Tam budowa metra w zapadłej dziurze czy drogi trwa dzień i noc 24 godziny na dobę 7 dni w tygodniu 365 dni w roku. I jest to budowa nie tylko z nazwy! Ludzie kręcą się jak mrówki. A w syfie 3 typów w gumofilcach kręci się przy sraczu z gazetą pod pachą a media nadają że tych dróg to na 2012 jednak nie ukończymy… Jakbyśmy śmieli!

piątek, 27 sierpnia 2010

Jeszcze troche lektury o kundlu na wakacjach

Wakacje maja się ku końcowi więc nie sposób nie nawiązać do poprzedniego wątku wypoczywającego polskiego śmierdziela. W prasie masowej pojawiły się 2 całkiem niezłe perełki o kundlu i jego sposobie wypoczywania w newsweeku: lektura obowiązkowa:

Polak na wakacjach

oraz zaserwowany na onecie "jak polak bawi się na basenie":

Proszę nie srać do brodzika

Z jednej strony to dobrze gdyż oznacza to ni mniej ni więcej, że świadomość polskiego skurwienia w społeczeństwie wzrasta. Z drugiej jednak takie obrazki prawdziwego polactwa, skurwysyństwa i prymitywu, automatycznie budzą głosy „strażników kibla” czyli kundli którzy właśnie tu w pierdolniku czują się świetnie rozwlekając niestety polskie skurwysyństwo wszędzie tam gdzie się pojawią.

I relacja przerażonej internautki z wyjazdu z kundlami :
Byłam na fajnej wycieczce w Tunezji, w hotelu wszyscy ludzie byli fajni, mili, przyjemni, potrafili się bawić. Na wieczornych hotelowych imprezach z animatorami ludzie fajnie się bawili, ale 1 polaczek potrafił zepsuć nam opinię. Całą wycieczkę chodził nachlany i wszędzie rozrabiał. Począwszy od przewracania krzeseł przy basenie, kończywszy na głupich okrzykach Legia na imprezach. Jak wziął udział w konkursie to nic nie rozumiał po angielsku i zamiast striptizu wziął kobiete do tańca, a zamiast tańca zaczął robić striptiz... Help, a kolega dla fanu polewał mu lufe na scenie.- zarówno wszyscy tunezyjczycy, francuzi, niemcy, amerykanie, włosi, hiszpanie i rosjanie! patrzyli na to z niesmakiem, nikt nie rozumiał polskiego głupiego żartu, tu nawet nie trzeba było rozumieć języka, wystarczyło popatrzeć że to żenada, wszyscy obcokrajowcy patrzyli z niesmakiem na wszystkich polaków i widziałam, że polakom było głupio. Jeden tunezyjczyk podszedł do mnie i zapytał czemu nie klaskam jak polak się wygłupia, a ja mu na to że jest idiotą i to żenada i wolę jak wy tańczycie. On za te słowa przytulił mnie i zaczął się śmiać :) miałam wrażenie że tylko mnie nie traktuje jak polkę. No i tak właśnie odbierają nas inni, przed pojedynczych idiotów. Polacy jak się nachlają to myślą tylko o bójce i o wyjściu z facetami! :) a obcokrajowcy jak się napiją to potrafią fajnie tańczyć, podrywać, bawić się i śmiać - ale nie tak, że wszyscy słyszą........

sobota, 21 sierpnia 2010

Zabawa: czyli polak petem i piwem śmierdzący

Ostatnio zapragnąłem osobiście sprawdzić jak Polak „się bawi” u siebie w chlewie. Czy może coś zmieniło się na lepsze… Obraz który ujrzałem potwierdził niestety przerażający poziom zacofania prymitywu i skurwysyństwa. Po wielogodzinnej walce ze skurwysyństwem drogowym, trafiamy do tzw. „kurortów”. Tu zabawa polaka ma jedno imię: „najebać się jak szpadel”. O każdej porze dnia i nocy polski kundel ściska w swej grubej łapie tanie piwo a w drugiej śmierdzącego peta: są to 2 podstawowe elementy „zabawy” polaka. Peta tradycyjnie skurwiel pali nie zważając na innych najlepiej pod nosem sąsiadowi na plaży, w klubie w knajpie. Ów pet tradycyjnie zagrzebywany jest w piachu wypierdalany przez okno w samochodzie lub rzucany pod nogi. Wracając jednak do „polskich kurortów”: Melanż smrodu niedomytych dup, piwa specjal i śmierdzącego dymem cielska, powoduje że paw podchodzi mi do gardła. W godzinach wieczornych do piwa, polak dołącza „coś mocniejszego. Tradycyjnie wódeczke. Jak zwykle zaczyna się darcie skurwysyńskich mord, rzucanie mięsem, chamskie zaczepki… Od godziny 22 wzwyż, pojawiają się na chodnikach pierwsze bełty, potem jest już tylko gorzej.Kolejki przed "monopolowymi" trwają całą noc. W tzw. klubach, polak bawi się w znany sobie sposób tj. trzęsie się w konwulsjach z petem w mordzie i piwem w łapie. Jest wtedy „cool”. Dopóki procenty działają, wszystko jest fajnie potem zostaje już tylko skwaszona morda z wypisanym wkurwieniem. Wszędzie śmierdzi dymem-to już relikt minionej epoki na skalę europejską gdzie obowiązuje całkowity zakaz palenia w lokalach gastronomiczno rozrywkowych. Polakowi jednak smród nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie -pomaga w stworzeniu atmosfery miłej „zabawy” à la chlew. Jest u siebie. Czuje to pełną piersią, ja również-wróciłem szybko-drogą śmierci, po drodze były 3 wypadki w tym jeden śmiertelny…

Boże chroń polaka przed złą Austriacką policją

Nawiązując do poprzedniego posta, za onet pl:

Z ostatniej chwili:

Europoseł PiS Ryszard Czarnecki w najnowszym wpisie na swoim blogu w Onet.pl podnosi alarm w obronie Polaków. Według polityka Polacy są traktowani "z buta" przez przedstawicieli Austrii.
Poseł informuje o zachowaniu służb drogowych w Austrii, które jego zdaniem surowo karzą kierowców z Polski. Chodzi o mandaty za winiety. "Polacy w samochodzie audi na podwarszawskich numerach posiadali ważną winietę drogową na 10 dni na Austrię, to nie mieli jej właśnie naklejonej na szybę. Mandat musiał być zapłacony na miejscu" - alarmuje europoseł dodając, że płatność na miejscu wynosiła 120 euro, płatność w późniejszym terminie wynosiłaby 400 euro i wiązałaby się z opłatami administracyjnymi. Europoseł PiS domaga się wobec tego reakcji ze strony polskiego MSZ. "Dalej będzie wyniośle milczał, pokazując, że ma w nosie obywateli RP, bądź co bądź, utrzymujących rząd z własnych podatków?" - pisze o polskim MSZ polityk PiS. "Czekam na interwencję resortu p. Sikorskiego" - dodaje Czarnecki.


Kundel nie zrozumie nigdy że są kraje w których prawo jest przestrzegane co do przecinka. Znów zła policja Austriacka napada na biednych polaków którym nie udało się przycwaniakować jak w polsce. Instrukcja naklejania winiety jest w formie rysunkowej i jest jasna nawet dla trzylatka, pewnie nawet zacny polski europoseł byłby w stanie ją zrozumieć (aczkolwiek tu nie ma pewności). Polski europoseł może i tak, ale nie kundel na podwarszawskich numerach...

Zafajdać Alpy

Dawno dawno temu, miałem przyjemność rozkoszowania się idyllicznym zimowym kurortem, za granicami syfu-rzecz jasna. Przyjeżdżający tam głownie Niemcy, Austriacy i Szwajcarzy, (często opluwani przez polskiego kundla za panujący tam porządek i rzekomą wrodzoną niechęć do Polaków-ale o tym za chwile) podchodzili z wesołą sympatią do przybyszy z demoludów, w tym także do Polaków(jezdził tam wtedy inny garnitur ludzi). Tak było kiedyś…
To, że żarty się skończyły, zrozumiałem, gdy w wagoniku kolejki zobaczyłem wyryty nożem na drzwiach napis: „Kraków King” puszkę po piwie i śmierdzącego polskiego peta zgaszonego na podłodze. I rzeczywiście. Z roku na rok w te piękne rejony zaczęło zjeżdżać coraz więcej polaków - tych prawdziwych tym razem. Przed sklepem można już było zobaczyć skurwysynko zaparkowany na 3 miejscach parkingowych samochód polaka, na parkingu pod wyciągiem z kolei coraz częstszym obrazkiem były skurwysyńskie ryje drące mordy popijając piwko z puszek które potem lądowały w strumieniu. Skurwysyński pijacki styl jazdy kundli spowodował dramatyczny wzrost wypadków a narty trzeba było nagle przypinać do ściany lub co najmniej mieć cały czas na oku, bo zaradny polak lubił się sam obsłużyć cudzym sprzętem który wpadł w jego skurwysyńskie oko. W hotelach pojawiły się typowe polskie skurwysyńskie tradycje chlania w jednym pokoju i darcia mordy do rana i robienia kanapek na później z tego co na szwedzkim stole dają na śniadanie, zostawiania po sobie syfu tudzież kradzenia ręczników.
„Zli” Niemcy i Austriacy, nie potrafili zrozumieć, jak można nie trafić w miejsce parkingowe, jak można kraść cudzy sprzęt, nie rozumieć prostego ograniczenia prędkości podwójnej ciągłej linii czy zakazu palenia. Jak można śmiecić jak ostania świnia i „bawić się” w polskim stylu srając na spokój innych. Nagle przyjazna ciekawość zachodnich sąsiadów zaczęła przeradzać się w niechęć w końcu awersje. W rodzimej zasranej prasie zaczęły się pojawiać artykuliki jak to Niemiecka czy Austriacka policja prześladuje biednych polaków i jacy ci Niemcy znów źli…

wtorek, 17 sierpnia 2010

Wciąż rekordziści

Od jakiegoś czasu monitorujemy sytuacje na drogach w syfie. Co ciekawsze uczestniczyliśmy zupełnie nieświadomie w tzw „eksperymencie narodowym „weekend bez ofiar”. Tak tak… o ile oczywiste rozwiązania poprawienia bezpieczeństwa ruchu stosowane są na całym świecie, tak tu w syfie robi się dalej na ludziach eksperymenty. Niestety o ile można wybierać znajomych czy miejsca spędzania wolnego czasu, tak na drodze z kundlem mistrzem prostej przychodzi stanąć oko w oko w walce o życie. Przez ostatnie 4 dni nawijając ponad 800 kilometrów drogami śmierci i syfu mogliśmy zbadać sytuację z bliska. W poniedziałek gdzie padł rekord wakacji 21 zabitych, na samej siódemce przestaliśmy kilka godzin z powodu czterech wypadków. W Tym jednego śmiertelnego. Nasnuwa się jeden podstawowy wniosek: to cud że tylko tyle. Najśmieszniejsze jest to, że wszystkie wydarzyły się na w miarę nowych równych odcinkach dróg właśnie tam gdzie kundel mistrz prostej czuje wolność w skrzydłach. To niebywałe jak niską wartość dla kundla ma w polsce ludzkie życie. Wyprzedzanie na podwójnych ciągłych, na zakręcie na czoło to norma. Szczególną uwagę przykuł kundla w czarnym BMW X6 o nr GA1717 (może komuś uratuje to życie), to co wyrabiał ten polski ulizany kundlo-playboy na drodze to wielokrotna próba zabójstwa z premedytacją.

wtorek, 10 sierpnia 2010

Kolejny Polak potrafi

I kolejny kąsek z serii polak potrafi, lub dlaczego całą Europa kocha polaków, Za Onet pl:
Czeska policja aresztowała w nocy pięciu obcokrajowców, w tym trzech Polaków, podejrzanych o okradanie powodzian z północy kraju.
Komendant policji w województwie libereckim Milan Franko poinformował, że obywateli Polski zatrzymano około godziny 2.25 w Raspenavie, gdy próbowali włamać się do domu opuszczonego po weekendowej powodzi. Są oni również podejrzani o kradzież benzyny z dwóch aut.

Według Franka, dwaj Polacy pojawili się w okolicach Frydlantu już w nocy z niedzieli na poniedziałek. Wówczas z latarkami dokonywali rozpoznania terenu.
- Mamy informacje, że po polskiej stronie, po której też wystąpiły powodzie, niektóre domy są już całkowicie okradzione - dodał komendant.

Oprócz Polaków policjanci aresztowali dwóch Rumunów wynoszących z osuszanego domu rower do ćwiczeń.

Czeska policja organizuje patrole w poszkodowanych gminach przy granicy z Polską. Pomaga jej wojsko i dziesiątki funkcjonariuszy z innych regionów Czech. W obawie przed szabrownikami swych domów pilnują także ewakuowani mieszkańcy.


Jak dobrze być polakiem. To taki dumny zaradny naród...

Jasnowidz czy co?

Zaczynam wpadać w samo zachwyt kontemplując wrodzone zdolności jasnowidzenia.
Otóż nie dalej jak dwa tygodnie temu pisaliśmy o kundelskim rekordzie Europy śmierci na drodze, oraz o skretyniałych metodach pseudo walki władzy z tym zjawiskiem. Krytykowaliśmy różnego rodzaju obsrane „akcje” tudzież pikniki tudzież spoty mające na celu obudzić w zaciętym drogowym kundlu procesy myślowe. Innym słowy krytykowaliśmy te wszystkie pomysły zdebilałej władzy które gówno dają, wszak kundel rozumie tylko metodę bata na pysku. Pisząc poprzedni post byliśmy zupełnie nieświadomi że otóż właśnie władza szykuje nam niespodziankę w postaci gównianej akcji pod tytułem: „weekend bez ofiar”. Otóż moi drodzy, zeszły weekend bez ofiar zamknął się 44 ofiarami śmiertelnymi (więcej niż polska straciła żołnierzy w Iraku i Afganistanie). To całkiem niezły wynik jak na mistrzów Europy (i kierownicy). Do tego należy dorzucić 542 rannych oraz ponad 1700 zatrzymanych pijanych skurwysynów-morderców. Czekamy na kolejne równie skuteczne akcje…