niedziela, 13 listopada 2011

Niepodległość a la kundel

Polska obchodziła tzw. Dzień Niepodległości. Ktoś kto widział obchody dnia niepodległości w innych krajach Francji Stanach czy Wielkiej Brytanii ten od razu ma skojarzenia z paradami wojska, patriotycznymi gadżetami lub po prostu dobrą zabawą w duchu przynależności do jednej tej samej narodowości – kult historii, tradycji, folkloru…
Jak było w polsce – kiblu każdy wie: mordobicie walki z policją, powyrywane płyty chodnikowe, podpalone samochody, kilkudziesięciu rannych policjantów grubo ponad dwustu zatrzymanych bandytów, zasłonięte łyse mordy, znane między innymi ze stadionów i z polskich blokowisk - krótka mówiąc wojna domowa polsko-polska.
Dzień „po”, jak zwykle spotkania na szczycie premiera, prezydenta, szefa MSWiA i sądownictwa zaowocowały zapowiedziami: „Bandyci będą potraktowani z całą surowością prawa”, „ przyśpieszone procesy dla bandytów” i podobne gówna. Takie były zapowiedzi a wyszło jak zawsze – praktycznie wszystkich wypuszczono, kilka osób dostało 300 zł mandatu za napad na policjanta – były też srogie wyroki w postaci 3 miesięcy więzienia :-)). Wszystko okraszone dwoma dniami kłapania paszczurzymi mordami różnych działaczy i dziennikarzyn. Puenta? – Każdy ma taki dzień niepodległości jakich ma obywateli i na jaki zasługuje – polacy też.

Ląduj jak Wrona u prokuratora

Mieliśmy ostatnio w kiblu prawdziwą „sucess story”. Załoga LOTowskiego Boeinga 767 posadziła maszynę bez podwozia na pasie Okęcia – nikt nie zginął, nikt nie został ranny, nie było „debeściaków”, Vipów, wszystko zgodnie z procedurami – jak to mówią eksperci – wręcz podręcznikowo. Ot dowód na to że ruchanie innych i całego świata jako sposób na życie, może się czasem nie sprawdzać.
Choć raz polski kibel, nie był „pogrążony w żałobie” nie lano się po pyskach żeby złożyć kwiatki, nie ciągano trumien, krzyży, nie było salw honorowych, pośmiertnych awansów, choć raz było w miarę normalnie. Posypały się podziękowania, słowa uznania, wywiady, a Kpt Wrona niczym Kpt „Sully” Sullenberger, stał się bohaterem narodowym. Fajnie!
Ale tu fanfary normalności się kończą! – żyjemy bowiem w zatęchłym kiblu którego mechanizmy a zwłaszcza machina sprawiedliwości mają jeden główny cel: upodlić człowieka, zabrać poczucie sprawiedliwości i praworządności lub zabłysnąć akcją typu „sprzedamy dane Aleśia Bielackiego tamtejszemu NKWD”. Generalnie pod względem proceduralnym i postępowania karnego dużo od czasów wujka Stalina się nie zmieniło. Tak było i tym razem. Otóż jak donoszą triumfalnie media: „ Jest Śledztwo ws. Awaryjnego lądowania na Okęciu”!

Już polskie właściwe instytucje, wyczuły pismo nosem – można bowiem zgnoić, złamać i upodlić w świetle jupiterów zaistnieć. Niech walą pieczęcie, rosną tomiszcza akt, niech ci których uznano za fachowców siedzą i czekają na wizytę u pana prokuratora wśród pedofilów złodziei i pospolitych kundlo-bandytów.
Zgodnie z polską procedurą, prokuratura przesłucha wszystkich 230 pasażerów feralnego lotu w roli pokrzywdzonych! Tak na marginesie, gdybyś drogi czytelniku zastanawiał się dlaczego w polskich sądach akta liczy się często w tonach nie w tomach to właśnie z powodu przestarzałej kretyńskiej procedury która nakazuje przesłuchiwać wszystkich świadków zamiast po prostu zebrania mocnych dowodów. Ale cóż, w ten sposób samo przesłuchanie zabierze kilka lat i można udawać że jest się super zajętym i przepracowanym – dlatego też wyroki zapadają po latach, panuje ogólny syf a „system sądowy” jest przeciążony.
Najważniejszym jest jednak pytanie jak zawsze o zdrowy rozsądek. Co prokurator mający na co dzień do czynienia z mędami społecznymi, mordercami, czy gwałcicielami może wiedzieć o lataniu. Odpowiedz jest prosta – gówno o lataniu wie. Niemniej jednak musi swoją mordę zgodnie z tajemniczymi „procedurami” w sprawę wsadzić. W normalnym kraju tego typu wypadki bada urząd lotnictwa cywilnego po czym przekazuje, jeżeli jest taka potrzeba ustalenia prokuraturze do decyzji – ale to w normalnym kraju.