środa, 18 lipca 2012

Polska...

No cóż kochani mamy kolejny przykład syfu polskiego kibla. Po raz kolejny przekonujemy się iż ktoś musi sprawę nagrać i sprzedać by bulgot gówna wypłynął na wierzch. W przeciwny razie gówno bulgocze pod pokrywką i nikt tego nie dotyka, mimo iż „wszyscy wiedzą”.
Sprawa dotyczy ciepłych posadek w spółkach skarbu państwa gdzie „nic nie trzeba robić” wystarczy być „swoim”. Można jak się okazuje wypłacać sobie i kolesiom MILIONOWE premie za nic. I wszystko jest super! Co ciekawsze owe spółki były kontrolowane przez NIK – bandyckie metody opisane w raportach, które trafiały na biurka całego rządu w tym premiera oraz parlamentarzystów. Wszystko jednak zgrabnie było zamiatane jest pod deskę klozetową. Gdyby tego jeszcze było mało to osoby czy spółki podległe skarbowi państwa procesują się teraz z NIKiem przegrywając we wszystkich instancjach a mimo tego do budżetu z wypłacanych premii nie wróciła ani złotówka! W ten sposób państwo procesuje się z państwem za pieniądze państwa o państwowe pieniądze.
W tej chwili sprawy już są chyba przed Trybunałem Konstytucyjnym. Czujecie sprawę? To mniej więcej tak jakby bandyta procesował się przed sądem z policją o odebranie mu łupu. Zdaniem zamieszanych w syf polityków to jest „cios poniżej pasa” – znaczy to że ktoś to wygrzebał, nie że tak jest. A pamiętacie jak frajerzy z GDDKiA dali się wsadzić jak przy przetargach na autostrady zwyczajnie bez krępacji brali forsę do kieszeni?! Leszcze! Mogli wypłacić sobie milionowe bonusy.
Koniec końców jest taki że jakiś chłop minister stracił posadkę ktoś tam może jeszcze poleci ale nie oszukujmy się kochani to jest polska! Tu nie traci się pracy będąc w rządowej mafii – tu po prostu przesuwa się klienta do innego departamentu. Dostaje się inną mniej medialną fuszkę. Dokładnie jak w PZPN. Nieważne afery krętactwa czy prymityw – jest klika jest biznes.
To co tu opisujemy nie jest żadnym odkryciem, przecież już przed upadkiem żelaznej kurtyny odpowiednie kluczowe branże zostały rozdysponowane między swoich ludzi z odpowiednich resortów, może i tępych może ograniczonych ale swoich. Żadnemu partyjnemu działaczowi włos z głowy nie spadł, żaden biedy nie klepie, praktycznie nikt nie został rozliczony. Historia lubi się powtarzać jeżeli pozostaje nierozliczona.

Trzeci świat

Jak wiecie sezon mamy wakacyjny więc tłuszcza ruszyła dupę na tak zwane wczasy. A jak wczasy to koniecznie z polskim biurem podroży. Bo jest polski przewodnik co mówi po polsku i będzie też z kim wypić wódkę w basenie przy hotelu fulinkluzif. Można tez drzeć ryja po polsku i nikt nie podskoczy bo jak coś to w mordę. W grupie siła! No i można przywieść z takiej wyprawy skarby: ręczniki hotelowe popielniczki i inne gadżety. Niestety zgodnie z przykazaniem Bożym dla polski „polak chciał wyruchać wszystkich i wyruchał sam siebie” polscy „tur operatorzy z dupy” padają jak muchy, ruchając kolejne rzesze wczasowiczów za których ściągnięcie do kraju zapłacisz Ty drobny robaczku twoimi podatkami. Jak się trochę pogrzebało dłużej okazało się że właściciele rzeczowych „biur podróży to albo zwykli złodzieje albo aferzyści którzy upadek starego biura pieczętują otwarciem nowego.
A wystarczy – jeżeli już się chce jechać na tzw „zorganizowane wakacje” zgodnie z zasadą „ jeżeli coś jest polskie to spore szanse że to syf” dotelepać się za zachodnią granicę (zanim nie zwiną autostrady-podobo już zwinęli) i tam wszystko działa w jak najlepszym porządku. Nikt nikogo nie rucha, wszyscy wracają o czasie, a wybór stokroć większy niż u polskich cwaniaków.
Jeżeli komuś jednak brakuje słuchania „rzucanymi kurwami” na plaży lubi oglądać śmieci w lasach, zapite ryje i zafajdane krzaczki (polak się bawi) może jechać nad tzw „polskie morze”. Tu sprawy mają się troszkę gorzej gdyż jazda pociągiem 300km trwa 10 godzin i wygląda tak:
Pociągiem nad morze
Trzeci Swiat Kochani! Trzecie Świat! I to bez ruszania się z domu.
Nad morzem schrupiemy smaczną czyszczoną ludwiczkiem rybkę, z sałatką wyciąganą ze śmierdzącego wiadra, lub ewentualnie zapiekankę ze spleśniałym serem I wszystko jest super.
Wez to troche zmywakiem
Smacznego!

Dlatego jak bywam w tym prawdziwym trzecim świecie, niczego się nie boje – wszystko już jadłem I doświadczałem w polskim syfie.

Ojro Ojro i po ojro

Generalnie nie wyszło źle, co prawda novum na imprezie Euro, które poszło w świat było lanie po mordzie fanów drużyny przeciwnej przez zakapturzonych polskich debili a nie śpiewy Irlandczyków dla polskiej policjantki. Ale niech tam. Ma być propaganda sukcesu więc jest. Polskie szmatławce nie wspomniały też słowa o śpiewanej „czeskiej kurwie” przez kazirodcze mordy w strefie kibica w Warszawie po przegranej polskich szmat. Jednak to możemy zaliczyć do tzw. „normy”. Każdy jest przecież kurwą kto z polskim śmieciem wygra w równiej walce fair play. W końcu i tak wyjdzie że „nic się nie stało…”

Niemniej jednak nie oszukujmy się, pomimo całego naszego cynizmu sukces był. Rozwinięto autostradę na której już polskie kundle zdążyły się pozabijać jeżdżąc pod prąd i po pijaku, pobudowano stadiony które się jeszcze nie zawaliły – nabijając kiesę kilku kolesiom i okradając podwykonawców. Ale cóż tego już zagraniczne media nie muszą wiedzieć.

Wracając jednak do rzeczywistości, mamy tu dość ciekawy materiał o „polskiej piłce” o polakach, o polsce:
Kibice
Z owego materiału wypływa kilka ciekawych obserwacji:
1. Obawy reporterów BBC przed Euro w kiblu, nie były bezpodstawne a wręcz przeciwnie. Jednak polskie szmatławce wolą się teraz z tego szydzić jak ze śmiesznego dowcipu, że to niby problem u nas nie istnieje.
2. Czym właściwie różnią się polacy-bohaterowie owego reportażu od dziczy bojówek Hutu w Rwandzie? Angoli? Sierra Leone?
To dość ciekawe zjawisko: przeciętny polak mówi o „dziczy” i odwraca oczki od telewizorka gdy ogląda scenki obcinania rąk czy szlachtowania ludzi w Afryce a nie dostrzega że dokładnie te same metody nie mówiąc już o narzędziach ma u siebie na ulicach „najbardziej kulturalnego” z miast. Jedyna różnica polega na tym iż w Afryce wchodzą w grę konflikty plemienne, ciągnące się od stuleci. W kiblu natomiast chodzi o honor bandy kopaczy parcianej kulki lub jak kto woli „barwy klubowe”.
3. W Rwandzie klęskę poniosło ONZ jednak udało się zaprowadzić siłą pokój. W kiblu
klęskę poniosło państwo, wymiar sprawiedliwości, organy ścigania. Co prawda ostatnio gdy jedni bandyci napadli na szefa innych za „barwy klubowe”, wysłano śmigłowiec setkę policjantów psy tropiące i antyterrorystów. Ale co z tego wynika? – Nic gdyby ta sama grupa napadła bogu ducha winnego gówniarza – policja co najwyżej spisała by protokół.
4. No i rzecz równie ważna – bohaterowie owego materiału – wszyscy bezrobotni a fury każdy ma za 200tysi. Kolejny dowód na to że bandyci mają się tu w kiblu świetnie.
5. A najlepsze jest to że wszyscy elegancko spotkają się na kolejnym meczu.

Niech żyje polska piłka! Niech żyje!