środa, 11 maja 2011
Wyprawa służbowa w syfie
Dwa tygodnie temu miałem tzw. spotkanie służbowe w mieście Łódz. Odległość od Warszawy to ok. 130km więc biorąc pod uwagę polską chujnie drogową 2.5 godziny powinno wystarczyć nawet przy pesymistycznych wariantach typu pierdolnięcie meteorytu. Może i w świecie taki zapas wystarcza ale nie w kurwidołku. Tu podróż 130 km jedną z głównych dróg w kraju tzw „katowicką” trwała 4godz 50 min co daje nam średnią +/- 25km/h. Oczywiście umówione spotkanie poszło się jebać, a ja stanąłem przed wyzwaniem wytłumaczeniu gościowi z zagranicy że oto jest sytuacja wyjątkowa choć dobrze wiem że to nic innego jak typowa jazda po polskim kurwidołku. Wyjeżdżając samochodem na zachód, wschód, północ czy południe jedno marzenie – „wyjechać z polski a potem już jakoś będzie…”. Przerabiamy to co roku. Wycieczka nad Bałtyk to przecież tu w syfie 10 godzin w okresie letnim. Co roku to samo „łatanie dziur po zimie” to samo ruchanie na lewo i prawo czyli polak potrafi: a to podpierdolić beton a to asfalt a to kamienie – wszystko newsy z ostatnich kilku miesięcy… Wyjeżdżając z syfu, od Chin przez Wietnam Egipt czy Czechy z zazdrością patrzymy na drogi. Tu w kiblu jesteśmy na poziomie Afganistanu. Z podobnym poziomem bezpieczeństwa. Już zacieram ręce czekając na blamaż jaki zobaczą Europejczycy przyjeżdżając tu do syfu na Jełro2012. Kibel pokaże prawdziwe oblicze.