niedziela, 22 maja 2011

Familijny objad

Rodzinno-komunijny obiad na warszawskim Ursynowie.
Ładne duże mieszkanie, zamknięta rezydencja, ładny ogród. Jednym słowem (a właściwie w trzech) cud, miód, malina. Jedyny problem że „rezydencja” została zbudowana na polskie „odpierdol się” i wszystko zaczyna się sypać ale nie w tym rzecz.
Komunijny obiad dla kilkunastu osób, zaaferowane dzieciaki latają po mieszkaniu w oczekiwaniu na jedzenie, a to pizdu i odcięli prąd.
W domu gdzie nie ma gazu, oznacza to nie tylko że nie obejrzysz „X sraktor” w TV ale również że nie żresz.
Widok gości wpierdalających kanapki i srających w ciemnym klopie przy świeczkach był dla każdego antropologa polskiego syfu i upodlenia naprawdę pięknym kąskiem. Dramaturgii wszystkiemu dodawały szwędające się dzieciaki pytające kiedy dostaną coś do jedzenia – zupełnie jak w trzecim świecie…
Impreza szybko się skończyła i wszystko można by zrzucić na karb złego zrządzenia losu, lecz gospodarz wyprowadził mnie z błędu: nie ma podobno tygodnia gdzie prądu by nie „odcięli” przynajmniej raz. Czasem „tylko” na godzinę czasem na pół dnia. Nawet nie trudzi się już z ustawianiem zegarków na sprzęcie AGD lub planowaniem nagrania ulubionego programu na Discovery – bo nie ma sensu. Tym razem myślał że się uda, ale cóż zapomniał że mieszka w kiblu – polsce. Zresztą przecież nikogo takie uciążliwości nie obchodzą poza samymi poszkodowanymi.
Warto zauważyć że polska w dostawach prądu nie jest odosobniona, zdarza się to w takich „mocarstwach” jak Korea Północna, Afganistan czy Irak objęty wojną – czyli dokładnie tam gdzie kibel infrastrukturalnie pasuje. Wniosek jeden – to nie jest kraj dla normalnych ludzi.