wtorek, 21 grudnia 2010

Trudno przejść obojętnie

Trudno przejść obok takiego kąska obojętnie:

Za TVN24
Jan G. ma 52 lata. W ostatni weekend pokłócił się z żoną. Był pijany, żądał od niej pieniędzy. Gdy odmówiła, zabił ją kijem od miotły. Dwa dni przed tragedią, po poprzedniej rodzinnej awanturze, policja odwiozła mężczyznę do szpitala psychiatrycznego w Bolesławcu. Nie przyjęto go na oddział - lekarze tłumaczą, że odmawiał leczenia.
Jak relacjonuje Jerzy Szkapiak, prokurator rejonowy w Lwówku Śląskim, Jan G. zabił poprzez "zadawanie mnogich uderzeń kijem od miotły - w głowę i inne okolice ciała".

- Tak, tak, szczególnie jak wypił na przykład piwo na dole w sklepie, to lubiał krzyczeć, zaczepiać ludzi, wyzywać - przyznaje Stanisław Rasiński, który mieszka w tej samej wsi. I dodaje, że sąsiedzi czasem się go trochę bali.

Policja monitorowała

Małżeństwem byli od 11 lat. Ona starsza od niego o 22 lata. Mieszkali na obrzeżach wsi Giebułtów na Dolnym Śląsku. Jako małżeństwo posiadali tzw. niebieską kartę - to specjalna procedura policji opracowana do postępowania w przypadkach rodzin borykających się z problemami przemocy domowej. - Starsza była kobieta, schorowana. No nieraz kłótnie były między nimi - potwierdza jedna z mieszkanek Giebułtowa.

Ale, jak mówi Marek Madeksza z policji we Lwówku Śląskim, żona wiele razy przychodziła i nalegała, żeby policjanci zakończyli tę procedurę, ponieważ wszystko wróciło do normy.

Jan G. był też znany pracownikom Wojewódzkiego Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Bolesławcu, gdzie się leczył. Ostatni raz przebywał tam od 15 kwietnia do 25 maja. Jednak jego wizyty w szpitalu nie przynosiły żadnej poprawy. Gdy tylko wracał do domu, nie brał przepisywanych leków, znów się upijał, znów miał zaburzenia, znów bił żonę.

Dwa dni przed zabójstwem również po awanturze z żoną trafił do tego szpitala. Lekarz jednak orzekł, że nic mu nie jest i wypuścił do domu.

- Takiego pacjenta chronią różnego rodzaju przepisy.
Oprócz tego, że jest potencjalnym pacjentem jest również obywatelem tego kraju (Piękne słowa!!!! dodałbym że jest też kwiatem tej ziemi-przypowieść autora). I jako takiego nie można przyjąć do szpitala, do leczenia przymusowego, jeżeli on nie zdradza zaburzeń psychicznych. W chwili badania pacjent zaburzeń psychicznych nie zdradzał. I powtarzam, nie wyraził zgody na leczenie - tłumaczy dr Maciej Jakimek z Wojewódzkiego Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Bolesławcu.

Szpital tłumaczy decyzję tym, że mężczyzna zdążył już wytrzeźwieć i zachowywał się normalnie, bowiem zanim do nich trafił w ostatni czwartek, najpierw spędził noc w areszcie.

Dwa dni później Jan G. zabił swoją żonę. Jakimek, pytany czy tragedii można było zapobiec, przyjmując pacjenta na szpitalny oddział, mówi, że "to uproszczenie". - Nie ma gwarancji, że po leczeniu by tego nie zrobił - podkreśla lekarz.

- Oczywiście, powinien być kierowany na przymusowe leczenie. Ale Polska to jest taki kraj, który daje przyzwolenie różnym pijakom na to, żeby pastwili się nad swoimi rodzinami - dodaje Jakimek. (To są natomiast słowa święte-przyp autora)


Jan G. trafił do aresztu. Prokuratura na razie zakłada, że chciał pobić, a nie zabić. Grozi mu więc do 12 lat więzienia.
(Więc wszystko jest OK-przyp autora)


Jasne, niby wszędzie na świecie można znalezc przykłady przemocy domowej, zabójstw i patologii. Ale jakoś tu zawsze mają posmaczek syfu, kazirodczego skurwienia, wiejskich cepów i smrodu wódy i totalnej bezradnosci tzw „władz”. Jakoś tu zawsze dochodzi do tych najbardziej bestjalskich, skurwysyńskich mordów tak na dobrą sprawę nie podyktowanych niczym sensownym. Jak zwykle tu – i tylko tu, można kogoś zatłuc kijem w najbardziej bestialski sposób i wszystko jest ok. Bo to tylko chciał pobić… Innymi słowy swojskie klimaty…