środa, 21 lipca 2010
Bitwa pod kiblem.
Upalne dni przyniosły nam oto prawdziwą wisienkę na torcie skurwysyństwa, dziadostwa, cwaniactwa, syfu, dezorganizacji, smrodu, katorgi, ruchania bliźniego i tortur. Otóż polacy zorganizowali prawdziwe batalistyczne święto 600 lecie bitwy pod Grunwaldem. Dla większości jednak ów rocznica będzie kojarzyć się z bitwą w kolejce do sraczy (których było za mało) lub kranówą sprzedawaną po złotówce od okolicznych chłopów. Będzie się również kojarzyć z tym co lubimy w polsce najbardziej: gównianą organizacją, brakiem wyobraźni i tradycyjnym już brakiem odpowiedzialnych (trochę jak na drogach). Co ciekawe wszędzie tam gdzie powstają kataklizmy (taki syf w skali europejskiej byłby niewątpliwie uznany za kataklizm za który lecą urzędowe głowy), ludzie mają tendencję pomagania sobie. Wszędzie ale nie w syfie gdzie „zaradni rodacy” wyczuli pomysł na biznesik i wyruchanie rodaka. Można w końcu zarobić sprzedając konającym ze zmęczenia „frajerom” wodę z kranu lub nawet mineralną z 10 krotnym przebiciem, można zarobić pobierając myto za przejazd po swoim polu, można w końcu dopuścić do sytuacji gdzie policja musi spierdalać przed wykończonymi czekającym dziesiątki godzin w korkach kierowcami. Kolejny raz już zacieram ręce na Euro 2011. Będzie bitwa. Będzie syf…