Gdy wariat Breivik wymordował ponad siedemdziesiąt osób na wyspie Utoya, w pierwszej chwili, gdy tylko strzępy tej koszmarnej informacji docierał do naszych uszu – przyznajmy odetchnęliśmy z ulgą że choć raz wielka tragedia nie zdarza się tu w syfie.
Choć raz nie chodziło o wynik jednego długiego weekendu na drogach w polsce, śmiertelne żniwo przeładowanego busa prowadzonego przez pijanego kretyna, czy dzieciobójstwo wykonane przez konkubenta z 3 promilami dobrze znanego policji…
Okazało się bowiem że hekatomba wydarzyła się w spokojnej Norwegii. Kraju wśród kundli kojarzącym się głównie z brakiem ochrony w sklepach (można kraść), i drogą gorzałą (trzeba brać swoją).
Trudno ukrywać że jedną z myśli która przebiegała przez nasze mózgi było: cóż tu w syfie jesteśmy na co dzień oswajani z potwornościami o których na zachodzie czyta się w książkach o średniowieczu a jednak to właśnie tam w spokojnej sielskiej Norwegii szaleniec wytłukł kilkadziesiąt osób. Choć raz mieliśmy może chorą, ale jednak satysfakcję że choć raz ominęła nas jakaś tragedia że wszędzie zdarza się syf - może nie tak ostentacyjny jak u nas i nie na każdym kroku, ale jednak syf. W końcu u nas mimo całego kurestwa, czerwonych otępiałych kazirodczych mord na drogach, nikt by się nie dopuścił tak strasznej zbrodni! W końcu u nas jest kraj katolicki i jakieś tam reguły są!
Jak się szybko okazało na odzew polskiej reprezentacji wyjazdowej nie trzeba było długo czekać… Kilka tygodni później polski kundel, zarżnął kuchennym nożem jak świnie, sześć osób. Co ciekawe stało się to również na wyspie. I możemy mówić że sześć osób w porównaniu do kilkudziesięcioma to jest nic. Jednak hola hola kundelku, biorąc pod uwagę że Breivik walił z M-4, nabojami typu dum-dum a polski kundel posługiwał się „tylko” nożem kuchennym i był jak to się u nas mówi „po spożyciu” wynik nie jest wcale zły. Gdyby polski skurwiel dorwał się bowiem do sprzętu jakim dysponował Breivik wyciął by najprawdopodobniej całe Jersey w swoim pijackim amoku.
No i pozostaje jeszcze kwestia motywu, o ile Beivik jest niewątpliwie szaleńcem opętanym jakąś tam ideologią, o tyle polski burak jest zwykłym pijusem-kundlem. W jego przypadku jak zwykle o nic nie chodziło oprócz pijańskiego amoku polskiego debila dobrze znanego tu w syfie. No i jeszcze jedna sprawa polski kundel również zapisał się w annałach wyspy Jersey – przez ostatnie 7 lat nie popełniono bowiem tam żadnego morderstwa. Polski kundel nadrobił statystyki z nawiązką.