piątek, 22 października 2010

Pieprzony sąd posła

Nazwał Palikot, sąd w syfie, „pieprzonym sądem”, wszystko przez to że przez 3 miesiące „pieprzony sąd” nie potrafił zarejestrować jego stowarzyszenia. Pan Palikot nie powinien zanadto się puszyć, gdyż w syfie gdzie „pieprzone sądy” potrafią przez 11 lat debatować nad słowem „palant” 3 miesiące jest niczym sekunda w skali wszechświata: 11 lat procesu o jedno słowo
W syfie gdzie gwałciciele czy mordercy dostają wyroki po 2 lata bo jakaś sędziowska dupa wołowa daje drugą szansę po czym wychodzą i gwałcą ponownie, w kraju gdzie można zabić kogoś samochodem i kara wynosi 180 zł, bo sąd zamiast obrać podejście zdroworozsądkowe, opiera się na ekspertyzie podkupionego „rzeczoznawcy” - 3 miesiące to naprawdę nic. W kraju gdzie MOCNE dowody przed sądem są gówno warte bo ważne są WSZYSTKIE dowody, stąd sprawy które mają po 300 akt z których gówno wynika ciągną się po 10 lat w którym to czasie 5 razy zmieniane są składy sędziowskie. W porównaniu z tym 3 miesiące to pikuś. Mimo tego Palikot i tak nazwał sąd „pieprzonym sądem”. I tu baczność! Z urzędu ruszyło w syfie śledztwo prokuratury o popełnieniu przestępstwa przeciw komu? Przeciw Palikotowi rzecz jasna! Bo w beczce gówna jest zakaz mówienia brzydko o organach konstytucyjnych. Innymi słowy jeżeli coś jest niewydolnym gównem nie wolno mówić że śmierdzi i że jest niewydolnym gównem, trzeba mówić że pachnie i że jest wspaniałe. To dość ciekawe podejście do wolności słowa. Ale cóż się dziwić w kraju gdzie wizerunki oraz nazwiska skazanych bandytów są prawnie chronione w przeciwieństwie do świadków a zaufanie społeczeństwa w wymiar sprawiedliwości waha się w przedziale błędu statystycznego o „pieprzonych sądach” - przytaczając słowa posła, źle mówić nie można!