piątek, 5 marca 2010

Ustawa antytytoniowa czyli zakaz palenia po polsku

Ciekawym aspektem syfu jest to, że często pojawia się narodowy zryw w słusznej nawet sprawie, który to zryw jak to zwykle w tym skretyniałym kraju bywa rozwala sobie łeb szybciej niż się poderwał.
Jest dużo medialnego szumu, wyliczenia, prognozy, wywiady, inne gówna a po fakcie i tak nic się nie zmienia. Przykładem zidiocenia tej bananowej republiki jest przegłosowana dziś ustawa o „zakaz palenia”. Debata nad ustawą, która miała nas cywilizacyjnie zbliżyć do Europy, gdzie w większości krajów panuje całkowity zakaz palenia w miejscach publicznych trwała blisko 2 lata. Im bliżej sądnego dnia głosowania tym bardziej debata była gorąca. Jak to w syfie bywa podniosły się głosy najpierw prostej hołoty która to ograniczenie trucia innych traktuje jako faszyzm (podobnie zresztą myślą o nakazie sprzątania gówna po swoim kundlu), potem tzw. „ekspertów” którzy to wyliczyli że miliony ludzi stracą pracę jak cham nie będzie mógł smrodzić komuś pod nosem w knajpie, i na koniec tzw. „ polskich polityków”- najczęściej tych będących „przeciw” licząc na głosy poparcia u nizin społecznych lubiących czasem zgasić komuś peta na plecach „bo mają do tego kurwa prawo”. Tak czy owak efekt „głośnej super restrykcyjnej ustawy jest taki” że teraz można palić w większej ilości miejsc niż przed jej uchwaleniem, innymi słowy, wracamy znów do trzeciego świata tam gdzie nasze miejsce.
I bardzo dobrze bo myślałem że coś w syfie może się zmienić, jak zwykle się nie zawiodłem!